Stan Wojenny
W kraju kryzys pogłębiał się we wszystkich dziedzinach. Widoczne to było
wszędzie, a także i w mieleckiej WSK. Braki w zaopatrzeniu powodowały, że
produkcja na różnych szczeblach załamywała się. Tak było zawsze jak długo tam
pracowałem, a miałem już w WSK przepracowane 26 lat. Teraz z produkcją było
gorzej, a zanosiło się, że będzie jeszcze gorzej. Zakład przygotowywał się do
uruchomienia produkcji nowego samolotu AN-28 na potrzeby Związku Radzieckiego.
Umowę na produkcję tego samolotu podpisał premier Piotr Jaroszewicz, bez
jakichkolwiek konsultacji z zainteresowanymi zakładami, które miały ten samolot
produkować. Umowa zabezpieczała tylko interesy strony Radzieckiej, bez liczenia
się z kosztami strony polskiej i dlatego była utrzymywana w ścisłej tajemnicy.
Umowa zastrzegała, że cena za samolot ma być stała i nie wolno jej zmieniać, a
także nie wolno nam będzie sprzedawać samolotów na inne rynki, lecz tylko do
ZSRR. Umowa natomiast nie zastrzegała wzrostu cen części kooperowanych ze
Związku Radzieckiego. I tak od momentu podpisania umowy w 1978 roku do 1981 r.
cena za kooperowane ze Związku Radzieckiego agregaty, podzespoły i silnik
przekroczyły już cenę, jaką mieliśmy uzyskać za cały samolot, i nie wiadomo ile
jeszcze wzrosną ceny do 1985 roku, kiedy mają zejść z produkcji pierwsze sztuki
samolotów.
10 grudnia 1981 roku „Głos Solidarności” na łamach tygodnika „Głosu Załogi”
ogłosił apel do wszystkich pracowników, a szczególnie tych z OBR, którzy
pracowali nad tym samolotem, aby swoimi naciskami doprowadzili i zmusili
dyrekcję WSK o wystąpienie o renegocjację umowy. W swoim apelu Związkowa Rada
Nadzorcza NSZZ „Solidarność” donosiła o odbytym plenum delegatury OBR
„Solidarność”, na którym dyrektor naczelny przedsiębiorstwa udzielał wyjaśnień
dotyczących przyszłej produkcji samolotu AN-28 i pod naciskiem ujawnił szczegóły
umowy zawartej ze Związkiem Radzieckim. Apel do Załogi WSK wyczerpująco wyjaśnia
wszystkie negatywne skutki umowy, apelując do wszystkich o inspirowanie i
wspieranie wszelkich możliwych działań zmierzających do ograniczenia negatywnych
skutków zaangażowania się w produkcję samolotu AN-28.
W tym samym numerze gazety jest opublikowane pismo Delegatury NSZZ "Solidarność"
do Tymczasowej Rady Pracowniczej w tej samej sprawie. Odsyłam do przeczytania
obu artykułów pt. Apel Solidarności zamieszczonych w Głosie Załogi z 10.12.
1981, które w sposób przejrzysty, wyważony i bez emocji przedstawiają także
wiele innych szczegółowych negatywnych aspektów powyższej umowy. Wynika z nich
jasno, jakie ogromne straty przynosiły nam umowy ze Związkiem Radzieckim. Sądzę,
że było podobnie ze wszystkimi umowami Polski ze Związkiem Radzieckim.
„Solidarność” coraz śmielej dobierała się do podobnych spraw odkrywając ich
tajniki.
Materiały takie i podobne, a także dotyczące historii Katynia i wielu innych
zbrodni sowieckich z okresu rewolucji sowieckiej, 2 Wojny Światowej i
powojennych zbrodni, były niesamowicie kompromitujące Związek Radziecki i
dlatego nie mógł on sobie pozwalać na dalsze działanie „Solidarności”. Proszę
zwrócić uwagę na zbieżność dat Głosu Załogi (10.XII.81) i Stanu Wojennego
(13.XII.81)
Nie chcę przez to powiedzieć, że artykuł w Głosie Załogi wywołał Stan Wojenny.
Pragnę jedynie podkreślić fakt, że „Solidarność” w swym działaniu posunęła się
do granicy niestrawności przez Związek Radziecki jej działań. Czytającego Apel
Solidarności proszę o zwrócenie uwagi na miejsce, w którym cenzor skreślał
części zdań.
Z powyższego wynika jasno, że Solidarność i wydarzenia w Polsce musiały
doprowadzić przywódców na Kremlu do wściekłości. Nie mogli się oni pogodzić z
tym, co się w Polsce dzieje i stało się to, co mogło się stać najgorszego.
13.XII.81, w niedzielę wstałem nieco później niż zwykle, albowiem grudniowy
dzień sprzyjał dłuższemu lenistwu. Obudziła mnie sąsiadka wpadając w jakiejś
sprawie, a wychodząc powiedziała.
--- Ogłosili jakiś stan wojenny, czy coś takiego.
--- Chyba stan wyjątkowy, powiedziałem i natychmiast po jej wyjściu włączyłem
radio.
W radiu i telewizji wrzało już od wiadomości. Stało się to, co mogło się stać
najgorszego. Ogłoszono Stan Wojenny, a gen. Jaruzelski stanął przeciwko własnemu
narodowi. Człowiek ten i jemu podobni wiernie wykonali moskiewskie rozkazy. Nie
potrafili oni przez wiele lat wyciągnąć polskiej gospodarki z dołka, natomiast
teraz Stan Wojenny potrafiono zapiąć na ostatni guzik. Wszystko działało jak w
zegarku bez zastrzeżeń. Potrafiono w jednej chwili internować dziesiątki, a może
setki tysięcy ludzi. Sparaliżowali telefony, pocztę, komunikację i wiele innych
dziedzin. Złamano resztki swobód demokratycznych. Wszystko to wykonano w ciągu
jednej nocy.
Między bajki należy schować tłumaczenie władz, że zmusiła ich do takiego kroku
Solidarność, bo zmierzała do rozlewu krwi poprzez przejęcie władzy siłą.
Mówiono, że uratowano Polskę przed gorszym złem. Rzeczywistość jednak była taka,
że plany rozprawienia się z Solidarnością istniały od zarania jej powstania,
albowiem system komunistyczny nie dopuszczał żadnych ustępstw w sprawowaniu
władzy.
Stan Wojenny był bezprawiem popełnionym na narodzie polskim, bo był niezgodny z
konstytucją. Nie było zagrożenia z zewnątrz, a tylko w takim wypadku można było
go wprowadzić. Tłumaczono później, że Jaruzelski uratował Polskę przed gorszym
złem, jakim byłaby interwencja Sowietów. Można teraz gdybać, co by było gdyby
było, ale sądzę, że Związek Radziecki by tego nie zrobił. Fakt ten potwierdza
wiele osób o mądrzejszych głowach niż moja. Uważam, że Związek Radziecki w
latach 80-tych był w takiej sytuacji, która nie pozwalała na interwencję w
Polsce, a ostrzej powiedziawszy zmuszała go do nieinterwencji.
Co składało się na sytuację, która uniemożliwiała interwencję? Było dwie
przyczyny. Pierwsza to rozpętanie w 1979 roku wojny w Afganistanie poprzez
napaść na nią. Druga to fakt, że Związek Radziecki przechodził głęboko
zakorzeniony kryzys gospodarczy i polityczny. Kryzys przechodził cały obóz
socjalistyczny, ale najbardziej widoczny był on w Polsce. Po napaści na
Afganistan Związek Radziecki był pod obstrzałem całej światowej opinii
publicznej. Zachód ograniczył i zapowiadał dalsze ograniczenie handlu, dostaw
towarów, a szczególnie dostaw technologii zachodnich do Związku Radzieckiego.
Gdyby Związek Radziecki napadł wówczas na Polskę to świat zachodni zastosowałby
wobec niego ostrzejszą blokadę gospodarczą, a szczególnie uczyniłyby to
najbogatsze kraje.
Nie mam wątpliwości, że rządzący Sowietami brali to pod uwagę. Nie byli przecież
tacy głupi i pozbawieni wyobraźni. Łatwo wyobrazić sobie, że Związek Radziecki
odcięty blokadą gospodarczą od zachodu splajtowałby dużo wcześniej niż stało się
to w 1991 roku. Nie były to już czasy początku wieku, lecz jego koniec. Skończył
się już czas, kiedy kraj nawet tak duży jak ZSRR mógł samodzielnie się rozwijać
bez współpracy z najbardziej uprzemysłowionymi krajami świata. Związek Radziecki
nie mógł sobie pozwolić na interwencję w Polsce, bez brania powyższego pod
uwagę, więc jedynym rozwiązaniem było rozprawienie się z Solidarnością rękami
Polaków.
Najlepiej nadawał się do tego celu stojący na czele wojska gen. Jaruzelski. I to
jemu powierzono wykonanie zadania. Jaruzelski stanął przed wyborem, wykonać
rozkazy Moskwy i stanąć przeciwko własnemu narodowi, albo stanąć po stronie
własnego narodu razem z wojskiem. Jak wiadomo wybrał pierwszy wariant najlepszy
dla Moskwy, najgorszy dla Polski, bo przeciw własnemu narodowi.
Należy w tym miejscu podkreślić, że „Solidarność” i wydarzenia z nią związane
wyzwoliły w społeczeństwie polskim ogromny zapał i inicjatywę w budowaniu nowej
Polski. Niewiele przesadził wówczas Wałęsa mówiąc, że zbudujemy drugą Japonię,
albowiem z takim zapałem i takim duchem, jaki wówczas był w narodzie można było
zdziałać bardzo dużo.
Po wprowadzeniu Stanu Wojennego społeczeństwo uświadomiło sobie, jaki mu
zgotowano los i czym silniej zaciskano pętle na narodzie tym większa ogarniała
go apatia. Polska stała się jak dętka, z której upuszczono powietrze. Polska
stała się kapciem. Ludzie snuli się przy stanowiskach pracy jak pół zdechłe
muchy. Nie chciało społeczeństwo polskie wyciągać Polski z marazmu, w jaki
pogrążyły ją 40-letnie rządy partyjnych władców sterowanych z Kremla.
Polskę można było uratować nie marnując ogromnego zapału, jaki tkwił w narodzie.
Mógł tego śmiało dokonać gen. Jaruzelski, gdyby wraz z wojskiem opowiedział się
po stronie narodu. Przecież musiał on sobie zdawać sprawę lepiej niż przeciętny
obywatel, że system komunistyczny nie sprawdził się nigdzie na świecie, że
rozpada się nie tylko w Polsce, ale także w ZSRR. Powinien rozumieć, że
popędzanie go przez Moskwę do rozprawy z „Solidarnością” było tylko gorączkowym
wygrażaniem Polsce, bo inny wariant się nie liczył. Związek Radziecki przeżerany
własnymi kłopotami nie mógł już sobie na to pozwolić. I nie pozwoliłby sobie na
to, nawet wtedy, gdyby Jaruzelski opowiedział się po stronie swojego narodu.
Gdyby to zrobił miałby po swojej stronie wszystkich łącznie z całą opinią
światową. Stanęłoby przy nim murem całe społeczeństwo. Nie użyłem słowa
Solidarność, bo w tym czasie naród w całości był Solidarnością, a Solidarność
narodem. Za Jaruzelskim stanęłoby także wojsko.
Znałem nastroje panujące w wojsku i nie były one inne niż w całym
społeczeństwie. Jeździłem do jednostek lotniczych, bo to była moja praca, gdzie
miałem do czynienia z kadrą oficerską. Ci oficerowie żywo zainteresowani ruchem
Solidarności popierali go całym sercem i opowiadali się za nim. Jaruzelski
stojący na czele wojska i mający poparcie całego narodu mógł śmiało powiedzieć
Moskwie nie. Miałby za sobą naród, wojsko i całą światową opinię publiczną, a w
takiej sytuacji Związek Radziecki nie mógł sobie pozwolić na drugi po
Afganistanie otwarty konflikt zbrojny z Polską. Jaruzelski stojący na czele
Polski stałby się bohaterem narodowym na miarę XX-go wieku. Zająłby miejsce jak
Piłsudski i inni polscy bohaterowie. Byłby jeszcze jedną wspaniałą kartą w
polskiej historii.
Niestety Jaruzelski opowiedział się nie za Polską, lecz za Moskwą i w ten sposób
stał się szmatą i to w dodatku moskiewską szmatą. Miejsce w historii zajmie on
nie po stronie polskich bohaterów, lecz zdrajców. Na 8 lat wpędził ten człowiek
Polskę w otchłań apatii, marazmu i pogłębiające go się kryzysu. Ze spętanej
Stanem Wojennym Polski wyłapywano najlepszych synów polskiego narodu. Jednych
zamykano w więzieniach, innych zmuszano do wyjazdu na emigrację, a jeszcze
innych po kryjomu w odrażający sposób mordowano. Solidarność rozpracowywano i
starano się rozsadzać od wewnątrz nasyłając do jej szeregów różnego rodzaju
konfidentów. Nie przebierano w środkach. Dla nich każdy sposób, który prowadził
do celu był dobry.
Po przyjściu do pracy w poniedziałek po Stanie Wojennym, otrzymałem do
przeczytania pismo pt. Pouczenie i musiałem własnoręcznie pokwitować przyjęcie
go do wiadomości. Dowiedziałem się z niego, że pracuję w zakładzie
zmilitaryzowanym i mam być posłuszny, nie strajkować i wykonywać rozkazy, a
jeśli nie posłucham i np. odmówię pracy, to będę potraktowany jak dezerter w
wojsku przez sąd wojskowy i grozi mi kara od 2 lat więzienia do kary śmierci.
Tak grozi ostatni akapit Pouczenia.
Zakładowi przydzielono komisarza wojskowego, który dumnie po Zakładzie z bronią
przypięta do pasa paradował. Miał on tak szerokie uprawnienia, że mógł zawieszać
nawet dyrektorskie decyzje.
Pracy nie było w tych pierwszych dniach stanu wojennego. Nikt nie nawoływał żeby
nie pracować, ani też nie poganiał do pracy. Ludzie cho¬dzili smętni ze
spuszczonymi głowami, jakby wszystko z nich wyparowało. Tak wiele sobie
obiecywano, a tak się to skończyło. Dopiero po miesiącu praca zaczynała nabierać
rytmu, ale była to praca pozorowana. Ludzie snu¬li się po stanowiskach pracy, a
to, co robili było wykonywaniem obowiązków, bez przekonania, że są one słuszne.
Jedyną nadzieją w tych dniach był fakt, że nie wszystko udało się komunie
stłumić. Słyszało się o Śląsku, gdzie w kopalniach trzymali się jeszcze górnicy,
a także w kilku innych miejscach. Bierny opór społeczeństwa przeciwko władzy
komunistycznej trwał.
Teofil Lenartowicz
|