Uwagi o którym nie należy zapominać
!
25.08.2013
Tak się składa, że zdrowie nawet najzdrowszego człowieka nie jest dane przez
Stwórcę na zawsze. Tak się stało również ze mną. Pomimo ambitnych planów wyjazdu
do Mielca związane z obchodami 75 rocznicy przemysłu lotniczego, a więc
zwiedzanie zakładu PZL Mielec, pokazy lotnicze na lotnisku, spotkanie w Pałacu
Oborskich, III Spotkanie Lotniczych Pokoleń i spotkania ze znajomymi nie odbyły
się ze względu na „wylądowanie” w szpitalu. Tym razem na kardiologii, gdyż jak
wiadomo po 85 latach także i serce wysiada.
Istnieje jednak korzyść z takich niespodzianek, bo miałem czas przeczytać
książkę pt. Tajemnice Blizny. Wywiad Armii Krajowej w walce z rakietami V-2.
Przeczytałem tą książkę prawie 2-krotnie jednym tchem, a ponieważ temat jest mi
znany nasunęło mi się wiele uwag którymi pragnę się podzielić.
Nie będę w tym miejscu opisywał tego, co znam z autopsji, pracując za okupacji
jako jeszcze dziecko przy budowie drogi prowadzącej do Blizny. Tego co widziałem
i co wiem od innych, oraz tego co wiele lat później opowiadał mi dowódca
oddziału partyzanckiego Aleksander Rusin (posiadam nagrania) i z czym zapoznałem
się z innych publikacji.
Wprawdzie autorzy książki zastrzegli sobie posiadanie braków ze względu na brak
materiałów źródłowych, jednak brak faktów, minimalizowanie znaczących i
rozwadnianie się nad mało znaczącymi jest uderzający.
Wyraźnie widać w książce prawie całkowity brak materiałów z Obwodu Mieleckiego
„Mleko” a przecież Blizna znajdowała się w powiecie mieleckim, Aleksander Rusin
dowódca oddziału partyzanckiego AK podporządkowany komendantowi Obwodu
Mieleckiego Konstantemu Łubieńskiemu działał w lasach Blizny. Walczył nie tylko
z Niemcami, ale przez wiele lat z komunistami, przeżył dzięki własnemu sprytowi,
był żołnierzem wyklętym, a co najważniejsze przeżył wiele lat po transformacji
ustrojowej, miał doskonałą pamięć i wiele nie tylko z Blizny faktów
partyzanckich pamiętał. Jego wspomnienia z tamtych lat spisała Ewa Kurek w
Relacjach pod tytułem Zaporczycy, oraz Maciąga w opisach o Ziemi Mieleckiej, a
jego wyczyny opisywała nawet prasa polonijna. On znał każdą ścieżkę w Bliźnie,
bo w tych lasach się urodził, tam zdobywał ze swoim oddziałem tajemnice rakiet
V, tam walczył tak z jednym jak i drugim okupantem i za swego życia oprowadzał
mnie po zakamarkach Blizny opowiadając wydarzenia. Fakt, że komuna przypięła mu
szyld bandyty rozumiem, bo takie znamię mieli wszyscy żołnierze wyklęci, ale
dlaczego po transformacji ustrojowej nie korzystano z jego wiedzy tego nie
rozumiem.
Zgadzam się, że w materiałach archiwalnych AK nie było wiele z Obwodu
Mieleckiego. Autorzy korzystali z materiałów rzeszowskich, kolbuszowskich,
ropczycko sędziszowskich i dębickich. Z tych materiałów jest wiele informacji.
Natomiast Mielec był z Sandomierzem i Stalową Wolą, a Blizna była na styku tych
obwodów. Poza tym autorzy polegali na materiałach prywatnych rodzin i innych
zbieraczy historycznych. Podam dwa przykłady, jeden dotyczący Nadleśnictwa
Tuszyma, a drugi Flisów na których autorzy się powołują. Nieżyjący już Zygmunt
Jurasz nadleśniczy Nadleśnictwa Tuszyma tworzył za pieniądze Ministerstwa
Leśnictwa muzeum o wydarzeniach, ludziach leśnictwa, Bliźnie i rakietach V.
Stworzył niemałe zbiory, jednak nie ma w tych zbiorach nieleśników, gdyż było to
poza tematem jego muzeum. Są tylko krótkie wzmianki o Rusinie. Przypominam sobie
jak żyjący jeszcze Aleksander Rusin protestował kiedy nadleśniczy Jurasz
konsultował z nim działalność leśników w tamtych lasach. Jurasz był o pokolenia
młodszy od Rusina i nie znał z autopsji działalności leśników. Była znaczna
większość współpracująca z AK, ale byli wysługujący się Niemcom, Kiedy weszli
Sowieci było jeszcze gorzej, bo współpracujących z Bezpieką było więcej. To ich
obawiał się Rusin. Przykładem Jan Sójka z leśnictwa Sokole, którego działalność
na rzecz Bezpieki ujawniła IPN. Żałować należy, że autorzy nie korzystali
bezpośrednio z materiałów rodziny Rusina. Autorzy umieścili tylko krótkie
wzmianki z działalności oddziałów AK podległych Konstantemu Łubieńskiemu
komendantowi Obwodu Mielec. Domyślam się, że tylko takie krótkie fragmenty
znaleźli w materiałach historyków zainteresowanych jedynie faktami i ludźmi z
własnych terenów, czyli Kolbuszowej, Rzeszowa, Sędziszowa i Ropczyc, oraz
Dębicy. Żałować należy, że autorzy nie skorzystali bezpośrednio z materiałów
książki „Kartki z Wojny” Konstantego Łubieńskiego ani materiałów Aleksandra
Rusina. Te ostatnie nadają się na szerokoekranowy film będący ciekawszy od tych
z Bondem.
Płk Aleksander Rusin pseudonim „Rusal”, „Olek”, człowiek z ludu, urodzony
żołnierz, patriota, nie dbał o honory i zaszczyty. On walczył. Kiedy się
spotykaliśmy on pytał. Czy to już jest ta Polska o którą walczyłem? To do jego
domu przybyła międzynarodowa komisja Angielsko Amerykańska Francusko Sowiecka po
zajęciu Blizny przez Armię Czerwoną. On przekazywał i wydawał komisji sekrety V.
Nie ma tego w materiałach książki, ani tego, że otrzymał od samego Churchilla
podziękowanie. W lesie gdzie mieszkał i walczył trzymał jeszcze tajemnice broni
V, których nie chciał ujawnić przed poszukiwaczami Adama Sikorskiego z programu
telewizyjnego „Było nie minęło”. Miał żonę Marię będącą łączniczką w oddziale AK
Wojciecha Lisa. Po likwidacji Lisa wstąpiła do oddziału AK „Olka”. Była bita i
poniżana, bo nie chciała Bezpiece wydać męża. „Olek” z lasu obserwował własny
palący się dom. Po 17 latach walki z obydwoma okupantami „Olek” stał się
żołnierzem wyklętym. Przechytrzył Niemców, Sowietów i Bezpiekę, bo nie pozwolił
się im schwytać i zamordować. Awansował do stopnia pułkownika a był mianowany do
stopnia generalskiego. Gdyby nie śmierć byłby generałem. To co najwięcej boli to
fakt, że zmarł w żalu nazywany przez nieuczciwych bandytą, czyli tak jak
nazywali go obaj okupanci.
A co z pamięcią o „Olku”? Pamięta rodzina, a dokładnie syn stawiając na jego
grobie krzyż z łusek artyleryjskich. Kiedy proponowałem, żeby na obelisku w
Przecławiu upamiętnić „Olka” zakończyło się bezimiennym napisem. Przecław był
gminą gdzie za okupacji należała wioska Blizna i Dobrynin, gdzie mieszkał
„Olek”.
W 2011 roku utworzono w Bliźnie z inicjatywy konsula Niemiec i gminy Peenemünde
Park Historyczny Blizna. Na uroczystość otwarcia zjechało się mnóstwo
osobistości. Zaproszono osobistości kościelne i władze świeckie od centralnych
do lokalnych. Niestety nie widziałem władz z Mielca, jedynie senatora Władysława
Ortyla pochodzącego z Mielca. Była kompania honorowa i apel poległych. Apel
poległych był długi, gdyż wiele przelanej jest polskiej krwi. Nie dosłuchałem
się jednak w apelu nazwisk poległych w Bliźnie. Czyżby nie zasłużyli na to Józef
Bułaś zakatowany w mieleckim Gestapo a przedzierający się przez zasieki do
Blizny, Józef Świder schwytany przez Niemców w Bliźnie na zbieraniu odłamków
rakiet V i zamordowany w Pustkowie, Józef Wałek dowódca oddziału AK odbijający z
rąk Niemców Bliznę i zamordowany przez Bezpiekę w lesie Blizny, a także
Aleksander Rusin zwany „Olkiem”, którego zasługi są więcej niż wybitne. Coś jest
nie tak z pamięcią, skoro ani organizatorzy, ani zaproszeni dostojnicy kościelni
i świeccy nie zwrócili na to uwagi oprócz zainteresowanych rodzin.
Przeczytawszy książkę doznaję wrażenia, że zastosowano w niej metodę „Każda
pliszka swój ogonek chwali”. Powiat Ropczycko Sędziszowski napisał swoją
historię, Dębica swoją i obwód Rzeszowski z Kolbuszowskim swoją. Autorzy dodali
do tego Sarnaki, gdzie rakiety spadały, dodali opisaną akcję Most III pod
Tarnowem, materiały z archiwum AK, a resztę wzięto z Nadleśnictwa Tuszyma i osób
prywatnych zainteresowanych lokalnymi wydarzeniami i osobami. Nie było w tych
materiałach wydarzeń o ruchu partyzanckim Obwodu Mieleckiego „Mleko”, do którego
Blizna należała, a jedynie odwołania do nich, więc wyszło, jak wyszło.
Zdziwienie budzi fakt, że Mielec pozwala się zepchnąć z kart historii
dotyczących Blizny i ruchu partyzanckiego z własnego terenu. To co obserwuję z
działalności Mielca, to odwoływanie się do materiałów graniczących z Mielcem
powiatów, oraz obcych materiałów archiwalnych. Przykładem jest w Internecie
strona „O Parku Historycznym w Bliźnie”, gdzie większość materiałów pochodzi
właśnie z przeczytanej książki. I tak koło się zamyka. Obcy tworzą historię
Blizny, a Mielec nie szukając własnych materiałów źródłowych powołujemy się na
tendencyjne obce. W materiałach książki przeczytałem, że Aleksander Rusin
podlegał Józefowi Bułasiowi. Pamiętam tamte wydarzenia, ale nigdy nie słyszałem
o oddziale Józefa Bułasia. Było odwrotnie, bo to Bułaś był w oddziale AK „Olka”.
Wystarczy zajrzeć do listy członków AK jego oddziału.
Rodzi się pytanie, dlaczego ukrywa się głęboko na dnie kufra historii wydarzenia
zawarte w tomach „MIELEC Studia i materiały historyczne z dziejów miasta i
regionu”? Feliks Kiryk, Mirosław Maciąga i inni włożyli sporo wysiłku, aby na
podstawie dokumentów wydać 3 grube tomy. Dlaczego nie korzysta się z materiałów
książki „Kartki z Wojny” Konstantego Łubieńskiego, rodziny Aleksandra Rusina i
tego co on sam mówił. Obserwuję wręcz odwrotne sytuacje kwestionowania rodzimych
informacji, a to historii Mielca nic dobrego nie wróży.
Wrocław, 25 sierpnia 2013
Teofil Lenartowicz
|