TMZM Mielec TMZM Mielec
 TMZM Mielec TMZM Mielec:
skrypty php, skrypty JS, shout TMZM Mielec
TMZM Mielec TMZM Mielec
TMZM Mielec TMZM Mielec
 TMZM Mielec Działalność:
skrypty php, skrypty JS, shout TMZM Mielec
TMZM Mielec TMZM Mielec
TMZM Mielec TMZM Mielec
  Warto zobaczyć:
TMZM Mielec
TMZM Mielec TMZM Mielec
TMZM Mielec TMZM Mielec
  Po godzinach:
skrypty php, skrypty JS, shout TMZM Mielec
TMZM Mielec TMZM Mielec
TMZM Mielec TMZM Mielec
  Monitoring:
TMZM Mielec
TMZM Mielec Komentator
TMZM Mielec  23-12-2008
TMZM Mielec TMZM Mielec
TMZM Mielec TMZM Mielec
TMZM Mielec TMZM Mielec
 TMZM Mielec TMZM Mielec  TMZM Mielec Hyde Park  TMZM Mielec Początki lotnictwa w Mielcu.
skrypty php, skrypty JS, shout

Bracia Działowscy.
W 2008 roku Mielec obchodził 70-lecie przemysłu lotniczego w swoim mieście. Przez 3 dni 14 – 17 sierpnia odbyły się uroczyste obchody, pokazy lotnicze, otwarty dzień do zwiedzania zakładu i lotniska. Słowem udany piknik dla wszystkich mieszkańców tego 60-cio tysięcznego dzisiaj miasta. Warto z tej okazji przybliżyć czytelnikom historię tamtych czasów, aby uzmysłowić, jak się to stało, że z małego galicyjskiego miasteczka, Mielec wyrósł na przemysłowego lotniczego potentata.
Nie jest do końca prawdą, że lotniczy Mielec liczy 70 lat, albowiem tradycje lotnicze miasta sięgają głębiej. Stało się tak za sprawą 2 braci pasjonatów lotnictwa, Stanisława i Mieczysława Działowskich rodowitych Mielczan. To im należy zawdzięczać, że Mielec stał się tym, czym jest, a mówiąc o Mielcu należy przynajmniej w skrócie przybliżyć owe sylwetki.

Trwała I Wojna Światowa, kiedy w Mielcu pojawili się żołnierze austriaccy z balonem obserwującym z powietrza ruchy wojsk przeciwnika. Świadkowie twierdzą, że młody Stanisław Działowski zafascynowany niezwykłym ogromnym balonem wypełnionym gazem, następnego dnia po wyjeździe żołnierzy zniknął z Mielca wraz z pożyczonym rowerem. Dzisiaj dokładnie nie wiadomo, czy pojechał za żołnierzami z balonem, czy wybrał inną drogę. Faktem jest, że dotarł do Wiednia, gdzie zapłakanego i zagubionego w wielkim mieście małoletniego chłopca przygarnęło z ulicy litościwe małżeństwo. Poznawszy jego zainteresowania umieścili go w szkole lotniczej, skąd 6 marca 1916 roku wstępuje ochotniczo do lotnictwa armii Austrio – węgierskiej. Przez 2 semestry uczył się w szkole mechaników. Stamtąd przeniesiony na Węgry pozostawał, aż do rozpadu Austrii. Wracając do rodzinnego Mielca zastał ojca na łożu śmierci. Ojciec, Walenty Działowski, oficer wojsk powstańczych 1863 roku, zmarł 11 listopada 1918 roku, w dniu kiedy Polska odzyskała niepodległość.
W odrodzonej Polsce Stanisław wstąpił do 2 Batalionu Lotniczego w Krakowie, przekształconego później w 2 Pułk Lotniczy. Ściągnął do siebie swego brata Mieczysława, gdzie wspólnie szlifują zawód mechanika lotniczego. Kiedy Stanisław wraz ze Szkołą pilotów przeniesiony zostaje z Krakowa do Bydgoszczy ściąga znów za sobą swego brata. Zafascynowany lotnictwem studiuje pisma fachowe, cały czas marząc o własnej konstrukcji. Posiadając smykałkę techniczną skonstruował wspólnie z bratem motocykl, a następnie szybowiec nazwany „Bydgoszczanką”. Pomimo niepowodzeń z „Bydgoszczanką” szybowiec uznany został za rewelację techniczną. Dzięki niemu ich nazwiska dostały się na łamy gazet, a oni weszli do kręgu konstruktorów lotniczych w kraju.

Będąc w trudnych warunkach materialnych, lokalowych i pod presją kpin ze strony otoczenia zbudowali awionetkę. Nie mieli do niej silnika, jednak szczęście im na tyle sprzyjało, że znaleźli sponsora. Był nim szewc Jan Krüger ofiarujący się zakupić silnik wraz z śmigłem. Samolot oblatano 1 lutego 1926 roku, przez pilota Józefa Muślewskiego, a osiągi samolotu stały się ówczesną rewelacją. Nazwę samolotu DKD-1 stworzyły pierwsze litery nazwisk konstruktorów i ofiarodawcy silnika, oraz liczba kolejnego egzemplarza. Sukces Mielczan został zauważony i odnotowany przez prasę 5 lutego 1926 roku, poprzez zamieszczenie w „Gazecie Bydgoskiej” obszernej relacji.
Następnym krokiem Działowskich było zdobycie uprawnień pilota. Stanisław był wyjątkowo pojętnym uczniem pilotażu. Licencję pilota zdobył w październiku 1926 roku, a jego brat Mieczysław 3 lata później w Aeroklubie Akademickim w Krakowie. Ponieważ osiągnięcia Działowskich zostały dostrzeżone w Warszawie, Stanisław zostaje wraz ze swoim DKD-1 zaproszony na wystawę do Warszawy. Nie wysłał samolotu drogą kolejową do Warszawy, jak było w zwyczaju, lecz samodzielnie dokonał przelotu, budząc swym czynem nie lada sensację, a pismo „Lotnik” zamieściło z jego wypowiedzi obszerną relację, w której sierżant pilot Stanisław Działowski, a jednocześnie konstruktor i budowniczy samolotu, wyraził całą swoją lotniczą pasję. Stanisław był w tym czasie przeniesiony do 2 Pułku Lotniczego w Krakowie, gdzie pełnił funkcję pilota oblatywacza, pilota instruktora, oraz kontrolera nadzoru technicznego parku lotniczego. Z Warszawy po miesięcznej wystawie wystartował na swoim DKD-1 do Krakowa. Feralny to był lot, albowiem w powietrzu, niedługo po starcie, nastąpił wybuch silnika. Wylądował awaryjnie w krzakach uszkadzając samolot doznając samemu lekkich obrażeń ciała.


Wypadek ostudził nieco konstruktorski zapał Stanisława, ale dzięki wspaniałej atmosferze panującej w środowisku krakowskim, zachęcie ze strony dowództwa 2 Pułku, oraz zapewnieniu ze strony Ministerstwa Spraw Wojskowych, że wypożyczą mu silnik, podjął działania nad nową ulepszoną wersją samolotu. Zbliżał się termin krajowego Konkursu Awionetek, a kiedy Mieczysław odbył służbę wojskową, Stanisław ściągnął go do Krakowa. Natychmiast podjęli pracę nad ulepszoną wersją samolotu turystycznego. Ci dwaj amatorzy samodzielnie wykonali rysunki, dokonali prób i zbudowali ulepszoną wersję DKD-2, a następnie DKD-3. Po wielu kłopotach i przygodach z przylotem na Konkurs Awionetek Stanisław wziął udział w konkursie. Pomimo nowatorskich rozwiązań zastosowanych przez Stanisława i wspaniałych osiągnięć jego DKD-3 w wyniku konkurencyjnej nieuczciwości, nie zajął w konkursie awionetek należnego mu miejsca. Nie zniechęciło to Stanisława, albowiem myślał już o następnych wersjach samolotu.
Należy zdać sobie sprawę, że działania obu braci odbywały się bez należytych środków finansowych. Stanisław ożeniony z Bydgoszczanką miał liczną rodzinę obdarzoną 7 synami. Nic jednak nie mogło zahamować jego pasji lotniczej. Z własnej inicjatywy podjął się lotów propagujących organizację LOPP. Latał swym DKD-3 nad Krakowem i Śląskiem rozrzucając ulotki, żądając jedynie od organizatorów zwrotu kosztów paliwa. To w tym czasie wykonał swój pierwszy lot do rodzinnego miasta Mielca. Zaproszono słynnego rodaka wyprawiając mu uroczystą fetę, a było to w czerwcu 1927 roku. Działowski wylądował na łące wzbudzając samolotem i swoją osobą ogromną sensację. Mielec stał się pierwszym miastem, które przyszło z pomocą finansową ofiarując kilkaset złotych. Zażądano tylko, aby na jednym ze swych samolotów umieszczony został herb miasta Mielca, co Działowscy spełnili. Od tej pory skrzydła Działowskich często pojawiały się nad Mielcem, a jak świadkowie twierdzą, kobiety zaaferowane przylotem samolotu, przypalały w garnkach potrawy.

Faktem jest, że miasto Mielec zarażone zostało przez Działowskich pasją lotniczą. Pasja ta udzieliła się całemu społeczeństwu. Mieszkańcy świadczyli dobrowolne składki na rzecz budowy awionetek, wykupywali znaczki i okolicznościowe kartki na ten wzniosły cel. Organizowane były festyny. To w wyniku tej pomocy powstał DKD-3, z Gryfem, jako herbem Mielca na stateczniku.
W tym czasie Działowscy często przylatywali do Mielca na własnej konstrukcji samolocie, lub pułkową Potezą. Z ich inicjatywy zorganizowano w Mielcu pierwsze pokazy lotnicze. Przyleciały z Krakowa 3 duże samoloty i Działowscy na DKD-3 biorąc udział w pokazach. Byli inicjatorami rozwoju lotnictwa w Mielcu, a jedną z nich było powstanie Komitetu Budowy Lotniska. Wkrótce przy współudziale wszystkich mieszkańców i sprzyjającym władzom miasta, przystąpiono do budowy. Dokonano niwelacji terenu na 20 hektarach terenu u wylotu drogi do wsi Smoczka. Teren ofiarowała Gmina Katolicka, a otwarcie tego turystycznego lotniska nastąpiło 5 listopada w 1931 roku. Na uroczystość otwarcia zgromadziły się tłumy ludzi. Od tego momentu zainteresowanie lotnictwem stało się jeszcze większe. Urządzano kursy i imprezy LOPP, wpłacano składki i nawet w gminach tworzono koła. W szkołach rozwijało się modelarstwo, a dzieci puszczały latawce.
To na tej bazie i tradycji lotniczej, kiedy powstawał Centralny Okręg Przemysłowy COP zdecydowano, że Polskie Zakłady Lotnicze PZL zlokalizowane zostaną w Mielcu. Dzięki zaszczepionej przez Działowskich pasji lotniczej i fakcie , że Mielec ma już lotnisko, a także społeczeństwo zafascynowane lotnictwem, przystąpiono wkrótce do budowy zakładu. Elementem potwierdzającym słuszność decyzji był fakt, że Mielec ze względów strategicznych odległy był zarówno od granicy z Niemcami, jak i ZSRR, do którego granica przesunięta była wówczas dalej na wschód.
Jeśli w 2008 roku obchodziliśmy 70-tą rocznicę powstania przemysłu lotniczego w Mielcu, to jednocześnie powinniśmy pamiętać, że lotnicze tradycję Mielca sięgają głębiej, czyli do czerwca 1927 roku. To z tą datą, Działowscy, swym przylotem do Mielca „zarazili” mieleckie społeczeństwo lotnictwem, przyczynili się do budowy lotniska, a swoim konstruktorskim zapałem rozsławili w Polsce Mielec. To tą datę społeczeństwo Mielca powinno święcić, wyrażając tym samym wdzięczność i hołd braciom Działowskim, że z małego prowincjonalnego miasta, Mielec stał się wkrótce potęgą lotniczą. Należy nadmienić, że w tym samym roku 1927 powstało w mieleckim gimnazjum szkolne koło Ligi Obrony Przeciwpowietrznej i Przeciwgazowej LOPP. Założycielem Koła był nauczyciel Piotr Jasiński, ojciec legendarnego „Jędrusia”. Warto w tym miejscu przypomnieć, że „Jędruś” ze swoim oddziałem partyzanckim w okresie II Wojny Światowej zasłynął walcząc z okupantem niemieckim nie tylko na Ziemi Mieleckiej, ale także na Kielecczyźnie.
A co z Działowskimi?
Otóż święcili oni dalsze triumfy i niepowodzenia. W roku 1928 na II Krajowym Konkursie Awionetek na 16 zgłoszonych wystąpiły 3 samoloty konstrukcji Działowskich DKD-4, DKD-4 Bis i DKD-3. Po kilku awariach i kłopotach z przylotem do Warszawy DKD-4 zajęła w konkursie 1 nagrodę. DKD-4 Bis zdobyła 3-cią nagrodę, a DKD-3 nagrodę 5-tą. Był to wspaniały sukces konstruktorów amatorów braci Działowskich pokonując także awionetkę RWD. Okryci sławą przylecieli owacyjnie witani w Krakowie, prasa rozpisywała się o ich sukcesie, a rodzinny Mielec wyprawił na ich cześć uroczysty bankiet. W tym czasie wojsko gotowe było zamówić dla celów szkoleniowych całą serię w ilości 25 sztuk samolotów DKD. Była to wspaniała zapowiedź umożliwiająca Działowskim wyjście z finansowego dołka i zorganizowanie warsztatów z prawdziwego zdarzenia. Niestety zamówienie dowódcy 2 Pułku Lotniczego w Krakowie zostało zbojkotowane w Departamencie Aeronautyki i nigdy do niego nie doszło.
W 1929 roku na zlecenie krakowskiego okręgu LOPP Działowscy zbudowali DKD-5 z myślą wzięcia udziału w międzynarodowy zawodach lotniczych „Challenge 1930”. Konstruktor sierż. Stanisław Działowski, wraz z kpt. Maciejewskim wybrali się na zawody do Berlina. Niestety nie dolecieli, gdyż w wyniku awarii instalacji paliwowej musieli awaryjnie lądować kapotując i rozbijając samolot, a Stanisław uległ ciężkim obrażeniom ciała.
Następnym niepowodzeniem był start w III Krajowym Konkursie Awionetek. Wyremontowany po kapotażu DKD-5 nie został dopuszczony do konkursu z powodu nadmiernej wagi. Stało się tak na skutek szykan Warszawy niechętnej poczynaniom Krakowa. Doszło do ostrego starcia między Stanisławem Działowskim, a komisją konkursu, kiedy komisja na skutek ustępstwa w stosunku do innej awionetki zdyskwalifikowała jego DKD-5, a następnie zakazała powrotnego lotu do Krakowa. Stanisław niezwykle wzburzony niesprawiedliwością wystartował na DKD-5 i wyczyniając niebezpieczne akrobacje nad głowami przerażonej komisji odleciał bez zezwolenia do Krakowa.
Ogromny sukces na II Krajowym Konkursie Awionetek, a następnie pech podczas lotu na Challenge do Berlina i dyskwalifikacja na III Krajowym Konkursie Awionetek miały wpływ na dalsze losy Działowskich. Byli tak pewni sukcesu, a tu taki pech. Wielu całkowicie zniechęciłoby się do dalszej działalności, ale nie oni, uparcie dążący do swego celu. Powstawały nowe konstrukcje DKD-6, 7, 8 i 9, lecz niedokończone z powodu braku kapitału. Utworzona spółka „Bracia Działowscy” znalazła się w finansowej pułapce. Liczyli na zamówienia serii udanej konstrukcji DKD-4, które nie nadeszło. Nadszedł ciężki okres wymogów technicznych i konkurencji, a warunki w jakich żyli nie pozwalały Stanisławowi wprowadzać w czyn nowatorskich pomysłów, do których nie znaleziono sponsora. Nie potrafił jednak Stanisław zaniechać chodzących mu po głowie pomysłów. W 1931 roku zaprojektował typ samolotu pod nazwą „Aeromobil DKD-10”, który zarazem miał służyć do jazdy po ziemi, jak i lotów w powietrzu i być na potrzeby wojska. Do realizacji pomysłu, jak zwykle potrzebne były pieniądze. Otrzymano pozwolenie na zbiórkę pieniężną wśród podoficerów. Ze względu na darczyńców „Aeromobil” nazwano „Podoficer” i taką nazwę popularnie stosowano. Niestety ze względu na zbyt duży ciężar 600 kg i małą szybkość w locie 140 km/godz. uznano konstrukcję jako nieudolną. Cofnięto zezwolenie na zbiórkę pieniędzy i tak niedokończony w 1938 roku znalazł się na Wystawie Lotniczej we Lwowie, gdzie zaskoczyła go II Wojna Światowa.

Jeszcze przed wojną w 1935 roku Stanisław z wojska został przeniesiony w stan spoczynku. Utworzył w Krakowie firmę „Przedlot” wykonując części do szybowców, a jednocześnie dorywczo pracował przy konstrukcji „Podoficera”. W 1938 roku przeniósł się z rodziną do Stanisławowa, gdzie objął stanowisko kierownika technicznego w szkole pilotów LOPP, a następnie podejmuje pracę w PZL – Wytwórni Płatowców w Warszawie. Od 1.4.1939 został zatrudniony jako pilot w Suchedniowskiej Hucie Ludwików, oraz jako konstruktor techniczny w Fabryce Motocykli SHL w Kielcach.
Po wybuchu wojny jako ochotnik wraz z synem Stanisławem zgłasza się do 6 Pułku Lotniczego we Lwowie, a stamtąd na wojenną tułaczkę poprzez Francję do Anglii, gdzie młody Stanisław zostaje skierowany jako uczeń do fabryki samolotów. Ojciec jako pilot RAF latał w lotach patrolowych nad kanałem La Manche, skąd ranny znalazł się w szpitalu. Do ran dołączyły się komplikacje z poprzednich kontuzji, w wyniku których zmarł w marcu 1942 roku.
Tak zakończyły się losy tego niezwykłego człowieka, konstruktora, pilota i ojca licznej rodziny. Człowieka zrodzonego na Ziemi Mieleckiej, którą rozsławił przez swoją lotniczą pasję. Lata powojenne nie sprzyjały legendzie, na którą swoim życiem zasłużył. Był przecież pilotem RAF w Anglii.
Czasy zakłamania mamy jednak daleko za sobą i najwyższa pora, żeby przywołać tego człowieka do należnej mu godności. Niech symbol „Bracia Działowscy” oznacza najwyższą godność. Niech nie będzie tak, że potomkowie obu Braci nie zostają zaproszeni na uroczystości z okazji jubileuszy lotniczych, bo to przynosi wstyd miastu i społeczeństwu skąd pochodzą, a które tak wiele im zawdzięcza.
Nie trzeba być mędrcem, żeby zrozumieć, że gdyby nie Stanisław i Mieczysław Działowscy, nie powstałaby w 1938 roku Wytwórnia Nr 2 PZL w Mielcu. Powstałaby gdzie indziej. Nie byłoby późniejszego WSK - PZL Mielec, lotniska i całego związanego z tym rozwoju Mielca, a obecnie SSE.
Przeczytałem w prasie lokalnej Mielca propozycję nadania mieleckiemu lotnisku nazwę „Braci Działowskich”. Bardzo słuszna jest to propozycja, którą zapewne Władze Miasta przyjmą, ku zadowoleniu wszystkich mieszkańców. Niech dokonania Braci Działowskich nigdy z pamięci naszych potomnych nie zaginą.
Wróćmy też do tradycji i zacznijmy czcić właściwą rocznicę Lotniczego Mielca, a więc czerwiec 1927, bo to z tą datą rozsławiać zaczęli Działowscy lotnicze skrzydła nie tylko w Mielcu, Krakowie, czy Bydgoszczy, ale w całym Kraju.

23-12-2008 Teofil Lenartowicz


  Copyright © 2006-2008 TMZM Mielec &  wichz MCMLXII