Zdjęcia Jerzego Jarosza trafiły do Muzeum Regionalnego w Mielcu.
Pierwszomajowe pochody, pierwszy w mieście samochód Warszawa, pierwszy supermarket. Kilka tysięcy takich zdjęć trafiło do Muzeum Regionalnego w Mielcu. Wszystkie - wykonane przez mieleckiego fotografa Jerzego Jarosza - pokazują burzliwe zmiany i życie mieszkańców miasta w ostatnich 40 latach. Przez dziesięciolecia rytm nie tylko pochodów pierwszomajowych - nadawała w Mielcu Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego.
Jerzy Jarosz chwytał w obiektyw swojego aparatu ważne wydarzenia społeczno-polityczne: pierwszomajowe pochody, rocznicowe uroczystości; zawody sportowe i imprezy kulturalne, często także codzienne życie mieszkańców miasta. Śmiało można nazwać go kronikarzem czterech dekad historii najnowszej Mielca. Niedawno Muzeum Regionalne weszło w posiadanie jego archiwum fotograficznego, którego „serce” stanowi ponad 30 tys. negatywów. O tym, jak cenny to zbiór i kiedy go będzie można zobaczyć rozmawiamy z kierującym „Jadernówką” - filią Muzeum Regionalnego - Januszem Haliszem.
W jaki sposób Muzeum
Regionalne weszło w posiadanie archiwum fotograficznego Jerzego Jarosza?
- Muzeum Regionalne współpracowało z panem Jaroszem i jego zakładem
fotograficznym od dobrych kilku lat, korzystaliśmy z jego usług przygotowując
rozmaite wystawy fotograficzne. To postać doskonale w Mielcu znana, nie tylko
zresztą miłośnikom fotografii, ale i mieszkańcom, którzy przez 40 lat korzystali
z usług jego zakładu. No, a jeśli zakład funkcjonuje od tak długiego czasu, to
można przypuszczać, że zgromadził spore archiwum, które dla historyka może być
cennym nabytkiem. Z kolei pan Jarosz po tym, jak już z racji zaawansowanego
wieku, przestał prowadzić zakład fotograficzny, wyrażał chęć, żeby jego zbiory
trafiły do muzeum, gdzie będą zachowane, profesjonalnie zinwentaryzowane i
opisane. Chciał, by jego fotografie i negatywy były wykorzystywane do
organizacji wystaw, publikacji, żeby „żyły” tak, jak od stu lat „żyją” zdjęcia
Jadernych. Mieliśmy więc zbieżne cele, pozostawało więc tylko dobić targu, co
stało się w grudniu ubiegłego roku, gdy kupiliśmy całe archiwum.
Co wchodzi w jego skład?
Generalnie rzecz biorąc, można zbiory te podzielić na pięć kategorii: negatywy,
zdjęcia, sprzęt fotograficzny, wydawnictwa (czasopisma, książki) i rejestry
negatywów. Najliczniejszy jest zbiór negatywów, który łącznie liczy ponad 30
tys. sztuk (w tej liczbie mamy negatywy do zdjęć legitymacyjnych, negatywy
szerokofilmowe no i negatywy typowe, takie, jakich się używa współcześnie).
Negatywy te są zarówno czarno-białe, jak i kolorowe a obejmują swoją historią
okres od początku lat 60-tych do roku 2007. Jeśli chodzi o zdjęcia, to jest ich
około 6 tys. czarno-białych i kolorowych. Kolejna grupa, czyli sprzęt
fotograficzny - wszystko to, co stanowiło wyposażenie pracowni fotograficznej a
więc aparaty fotograficzne (na szeroki film i małoobrazkowe), lampy błyskowe,
powiększalniki, kuwety, wanna ciemniowa, rozmaite zegary itp. Dostaliśmy także
pochodzące z różnych lat czasopisma o tematyce fotograficznej, katalogi sprzętu
różnych firm, ulotki reklamowe. Ostatnia kategoria to rejestry negatywów, czyli
spisy negatywów według dni roboczych. Takie rejestry prowadziło się w zakładzie
fotograficznym po to, by klient nawet po latach mógł odnaleźć swoje zdjęcia.
To faktycznie imponujący zbiór, ale dlaczego archiwum jest takim cennym
nabytkiem dla Muzeum Regionalnego?
Odpowiem w ten sposób. Jak wiadomo, Wiktor Jaderny został w 1946 r. skazany za
przynależność do WIN-u na 15 lat więzienia. Gdy wyszedł na wolność w 1956 roku
był wyczerpany. Owszem, dalej prowadził zakład fotograficzny, ale ograniczył się
już tylko w zasadzie do zdjęć portretowych. Nie robił tego, co wspólnie z ojcem
przed wojną, czyli zdjęć reportażowych, dokumentalnych, plenerowych. Jerzy
Jarosz otwierając swój zakład na początku lat sześćdziesiątych znakomicie wpisał
się w tę lukę. Te czasy, to okres olbrzymich zmian, szybkiego rozwoju miasta,
awansu społecznego jego mieszkańców. To wszystko utrwalał na kliszy Jarosz. Był
kronikarzem codziennego życia mieszkańców. Dawniej organizując przyjęcie
imieninowe czy urodzinowe zapraszano fotografa do domu. Ba, w latach 60 i
70-tych zamawiało się fotografa nawet na pogrzeby. Tylko on, a mówię to z pełnym
przekonaniem i świadomością, z mieleckich zawodowych fotografów zajmował się
czymś więcej niż tylko działalnością komercyjną.
Tylko on jeden w całym Mielcu?
Drugim takim fotografem, ale to wynikało z jego specjalizacji zawodowej, był
Władysław Parkosz - reporter „Głosu Załogi”. Niestety, jego zdjęcia były w
archiwum WSK, a to z kolei zostało rozparcelowane lub zniszczone. Wiadomo, że na
przestrzeni dziesięcioleci działało w Mielcu przynajmniej kilkanaście zakładów
fotograficznych. Robili zdjęcia paszportowe, do legitymacji, dowodów osobistych
śluby, studniówki, jednym słowem to wszystko co jest chlebem powszednim zakładu
fotograficznego, ale nic ponadto.
No, ale przecież była prasa, choćby wspomniany „Głos Załogi”, wiadomo gazeta
wydawana przez WSK, która na bieżąco i szczegółowo, jak na lokalną gazetę
przystało, zajmowała się tym, co się w Mielcu działo. Poza tym przecież na
użytek samego WSK, powstawało mnóstwo zdjęć?
- Generalnie rzecz biorąc w WSK funkcjonował Wydział Dokumentacji
Fotograficznej. Działał on dwukierunkowo. Po pierwsze, robiono w nim fotografie
dla „Głosu Załogi”, a po drugie na potrzeby WSK, czyli np. zdjęcia rysunków
technicznych, procesów technologicznych, zdjęcia do folderów reklamowych. Po
transformacji, część archiwum, choć trudno powiedzieć w jakim wymiarze, być może
dotycząca np. OBR-u „pojechała” do Warszawy i znajduje się teraz w archiwach
wojskowych. Z kolei część zdjęć i negatywów trafiła do dziennikarzy, którzy
przewinęli się przez redakcję „Głosu Załogi”, część zaś, a wiem to z
bezpośrednich przekazów, poszła po prostu do śmieci, albo była palona. Od
syndyka upadłego WSK udało nam się uzyskać ledwie kilka albumów negatywów.
Oprócz tego, mamy w Muzeum Regionalnym jeszcze trochę zdjęć z archiwum Domu
Kultury (wtedy Robotniczego Centrum Kultury ). I to wszystko.
Jeśli chodzi o historię miasta to Muzeum Regionalne dysponuje przede wszystkim
zdjęciami Augusta i Wiktora Jadernych. Cała II połowa XX w. jest praktycznie w
zbiorach muzeum nieobecna, a przecież to okres dla Mielca szalenie ważny. Nie
można zobaczyć tych czasów na wystawach organizowanych przez Muzeum, dlaczego?
- Do tej pory nie mieliśmy z czego zrobić takiej wystawy. Zapewniam, że tu nie
chodzi o politykę, o to że, jak to niektórzy mówią „komunę” trzeba potępić w
czambuł. Proszę zauważyć, że w latach 70-tych Mielec miał w pierwszych ligach
drużyny: piłki nożnej, męskiej i żeńskiej siatkówki, piłki ręcznej. W niedzielę
szło się do hali sportowej na całe popołudnie, bo był mecz za meczem. I oglądały
je tysiące ludzi. Teraz, dzięki zdjęciom Jarosza, mamy wreszcie okazję pokazać
tamte czasy.
Wracając do głównego wątku. Co teraz dzieje się z archiwum?
Cały zbiór jest poddany normalnej procedurze: szczegółowo go inwentaryzujemy i
wpisujemy do odpowiednich ksiąg. Każdy, z ponad 30-tys. negatywów musi być
obejrzany, musimy opisać co przedstawia, nadać mu numer, skonfrontować z
oryginalnym opisem w rejestrze. Ten proces potrwa co najmniej 2 lata
Fotografie które panu się specjalnie spodobały, to...
Nie byłem jeszcze w stanie przejrzeć wszystkich negatywów. Ala przyznam się, że
bardzo podobają mi się zdjęcia sportowe. W tej dziedzinie Jerzy Jarosz był
mistrzem. Wtedy, przy ówczesnej technice fotograficznej, uchwycenie na zdjęciu
dynamiki ruchu nie było rzeczą prostą. A on to potrafił świetnie uchwycić. Jest
takie piękne zdjęcie biegacza, oglądając je, ma się wrażenie, że zaraz wybiegnie
z kadru. To sztuka tak uchwycić dynamikę ruchu, wybrać odpowiedni kadr. To nie
tylko kwestia umiejętności, ale i wyczucia. A jak się połączy warsztat i
wyczucie, możemy już mówić o fotografii artystycznej.
Poza tym, w tym fachu liczy się także pomysłowość. Weźmy zdjęcia z okazji 1 –
maja. Jarosz robił je w ten sposób, że gdy pochód szedł z osiedla na starówkę,
to ustawiał się na starym przejeździe kolejowym i z jednego punktu fotografował
całą kolumnę marszową. Mamy więc na zdjęciach przegląd wszystkich delegacji, co
samo w sobie ma dużą wartość historyczną, bo teraz po 40 latach na takich
zdjęciach mamy uchwycony rejestr zakładów pracy, które w Mielcu funkcjonowały,
szkół, sekcji sportowych FKS, wiemy jak się ludzie ubierali, jaka była moda,
jakie nosili fryzury. Zdjęcia Jarosza to dokumentacja następnego etapu historii
Mielca. Można powiedzieć, że jego zbiory zamknęły klamrą XX wiek.
Kiedy można będzie zobaczyć zdjęcia? Czy Muzeum Regionalne szykuje jakąś
specjalną wystawę?
-Planujemy w listopadzie tego roku zrobić dużą wystawę zdjęć Jerzego Jarosza w
centrum wystawienniczym Domu Kultury. „Jedernówka” jest po prostu na nią za
mała, tym bardziej, że chciałbym, aby fotografie były zreprodukowane w dużych
formatach. Będzie to wystawa retrospektywna, ukazująca przekrój
czterdziestoletniej działalności zakładu Jerzego Jarosza. Zaprezentujemy każdą
dziedzinę fotografii, którą się on zajmował: będą więc zdjęcia portretowe,
będzie największy - i być może najciekawszy - zbiór zdjęć sportowych, będzie
tematyka społeczno – polityczna, także część obyczajowa przedstawiająca
codzienne życie mieszkańców, jak i zdjęcia poświecone zmianom w architekturze
naszego miasta. Ta wystawa ma być z naszej strony rodzajem podziękowania,
wdzięczności za to, że właśnie nam przekazał swoje archiwum. Myślę, że dla
mielczan pamiętających te czasy, będzie to sentymentalna podróż do czasów
młodości, dla najmłodszych zaś pokoleń będzie to lekcja, jak żyło się w Mielcu w
tamtej czarno-białej, dosłownie i w przenośni, rzeczywistości.
Dziękuje za rozmowę
Rozmawiał: Grzegorz Kruszyński
źródło
- Gazeta lokalna Wydarzenia